Świat byłby nudny bez paru sekretów...
Veitsbronn, 15 stycznia 2019
Czy przekraczanie progu własnego domu chwiejnym i posuwistym krokiem
jest oznaką mocnego upojenia? Nie! To znak, że człowiek od kilkunastu godzin
nie zmrużył oka, a pojęcie snu to dla niego absolutna abstrakcja. A mówiąc
prościej, jest cieniem samego siebie. I nie mowa tutaj o mocno zakrapianej
imprezie.
Każdy krok stawiam ostrożnie, uważając na to, aby znów pod moimi
nogami nie wyrosła jakaś przeszkoda. W głowie latają mi helikoptery, takie
duże, z biało-czerwoną szachownicą, które kiedyś widziałam na Air Show. Albo mi
się wydaje, albo nawet słyszę ich silniki…
Delikatnie zsuwam buty, trzymając się mocno szafy. Czuję się jak
sześćdziesięciolatka, po której kilka chwil wcześniej przejechał jakiś
opancerzony rosomak. Odsuwam rękę od mebla i kieruję się w głąb domu. Chyba
grawitacja jeszcze mnie niesie, bo mam wrażenie, jakbym nadal leciała. Szczerze,
nie mam siły na rozmyślanie, ledwo kontaktuję z rzeczywistością. Aktualnie moim
życiowym celem jest łóżko. I sen. I…
- Wróciłaś już? - …Markus. – Tak szybko? Mogłaś zadzwonić,
przyjechałbym po ciebie.
Potakuję jedynie, mrużąc oczy i rzucam się w jego objęcia.
- Nie chciałam cię niepotrzebnie fatygować, poradziłam sobie –
wzdycham głośno. -Mam dość.
Stan, w jakim się obecnie znajduję, wiąże się z pewnym ryzykiem, i to
w momentach, w jakich się tego nie spodziewamy. Ogólnie rzecz ujmując
zamknięcie oczu powoduje natychmiastowe zaśnięcie. Dlatego też ostatnią rzeczą,
jaką pamiętam, są perfumy narzeczonego.
Otwieram leniwie lewe oko. Obraz jest lekko zamazany, ale kiedy mrugam
kilkakrotnie, wszystko widzę dokładnie. Wyciągam ręce do góry i mruczę pod
nosem. Chyba przespałam całą zimę. A nie ukrywam, bardzo bym tego chciała. Jak
na złość wracają wszystkie wspomnienia: to, że jeszcze kilka godzin wcześniej
byłam w Norwegii, że żegnałam się z Anią, i że zmarnowałam chyba najlepszą
okazję na to, aby poukładać wszystkie sprawy i z czystym sumieniem
przygotowywać się do własnego ślubu. Ale przecież tylko idiota ma porządek;
geniusz panuje nad chaosem.
Zsuwam ciepłą kołdrę z siebie i zakładam kapcie na nogi, szurając nimi
po podłodze. Na ten dźwięk po chwili do pokoju wpada Zoom, a tuż za nią Nike. I
muszę przyznać, że tęsknię za moją kawalerką w Krakowie i za czasami, kiedy
największym zmartwieniem było to, czy wyniki rentgena Zoom nie wykażą jakiejś
nieuleczalnej dysplazji czy innego paskudztwa. Dorastam? Bo o dojrzewaniu nie
ma nawet mowy!
Wchodzę do kuchni, przeciągając się na każdym kroku. No dobra, zimy to
raczej nie przespałam, ale miesiąc…?
- Dzień dobry. – Odwracam się w stronę salonu, a oczom ukazuje się
dwójka najważniejszych facetów w moim życiu. – A raczej dobry wieczór.
- Już wstałaś? – Markus podchodzi do mnie i całuje. – Obudziliśmy cię?
Spoglądam kątem oka na Marinusa siedzącego na kanapie i
przyglądającemu się nam uważnie. Na jego widok jakoś cieplej robi mi się na
sercu.
- Nie, po prostu szybko się regeneruję – uśmiecham się delikatnie.
- To… załatwiłaś wszystko, co miałaś załatwić? – pyta Kraus z
konspiracyjnym uśmieszkiem.
- Nie do końca, ale panuję nad sytuacją. – odpowiadam zdawkowo i daję
mu sygnał, że jeszcze o tym pogadamy.
Czuję się jak oszust, którym właściwie jestem. Ale dopiero teraz
dochodzi do mnie to, w jakiej sytuacji się znajduję. Cała radość ze mnie
ucieka, jak z balonika napełnionego helem; wystarczyło tylko kilka słów, abym
stała się niepotrzebnym flakiem.
Korzystając z chwili, kiedy Markus krząta się po kuchni, ukrywam twarz
w dłoniach i wzdycham.
Co ja najlepszego narobiłam…
- Oglądasz z nami? – Z chwilowego uśpienia wybudza mnie głos Marinusa –
Przyniosłem film.
- Wiesz, chyba jednak wrócę do łóżka. – I nie czekając na odpowiedź,
wracam do sypialni.
Veitsbronn, 16 stycznia 2019
Nie lubię kogoś oszukiwać. Kłamstwo uważam za zło konieczne i staram
się go wystrzegać jak diabeł święconej wody. Staram się być osobą bez tajemnic
i konspiracyjnych organizacji, ale kiedy nagnę zasady, reguluję sprawy w
przeciągu kilku dni.
Przyznam, aktualnie znajduję się w psychicznym dołku i zachowuję się
jak czarna dziura – wysysam całą pozytywną energię z każdej osoby, jaka jest w
moim pobliżu. Nawet Markus stał się ostatnio mało rozmowny, ciągle się mijamy,
a kiedy wreszcie znajdziemy czas tylko dla siebie, zbywa mnie tanimi,
oklepanymi wymówkami. A ja znów mam wrażenie, że grunt ucieka mi spod nóg.
Chcę mu to wszystko
powiedzieć, lepiej, żeby dowiedział się ode mnie, niż od innej osoby, albo, co
gorsza, od jakiegoś brukowca. Tylko, cholera, nie mogę się za to zabrać! Ta
wściekłość i furia nagle przerodziły się w przerażenie i panikę. Godziny
uciekają, a ja nadal nie jestem pewna, na czym stoję i czy robiąc krok do
przodu, nie zniszczę sobie życia.
Z letargu budzi mnie dźwięk dzwonka. Wstaję z fotela i otwieram drzwi,
a po chwili moim oczom ukazuje się uśmiechnięty Marinus.
- Powiedz, że jesteś sama – rzuca pośpiesznie i wchodzi do środka. –
Masz mi wszystko opowiedzieć.
- Masz szczęście – zatrzaskuję drzwi, tak na wszelki wypadek. –
Napijesz się czegoś?
- Kawy, mocnej – opada na sofę. – Jak wakacje w Norwegii?
- Najgorsze dwa dni spędzone poza domem – odkrzykuję z kuchni i
zalewam kubki wrzątkiem, po czym kieruje się powrotem do salonu. – A wiesz, że
nawet u niego byłam?
- To już coś! – przytakuje.
- Tylko, że go nie było w domu – marszczę czoło.
- To, jak to? Ty się z nim nie umówiłaś? – dziwi się Niemiec.
- Nie chciałam go nakręcać – mówię. – On naprawdę myśli, że ja się
rozmyślę.
- Hej, ja ci tylko przypominam, że za dwa miesiące bierzesz ślub! –
bierze łyk kawy. – Ponadto naukowcy dowiedli, że żonaci faceci żyją dłużej. To
też powinnaś wziąć pod uwagę.
- No właśnie, biorę ślub – wzdycham i spuszczam wzrok. Na ten widok
Marinus odstawia na stół z impetem swój kubek, a siedzący za oknem ptak odfruwa
przestraszony, a razem z nim cała moja odwaga.
- Kochasz go jeszcze?
- Kocham! Chyba… Jezu, gdybym go kochała nie wyjeżdżałabym na drugi
koniec Europy…
- Posłuchaj, jedynym problemem jest tutaj Anders. To on bezkarnie
wlazł z butami w twoje, wasze życie i
gości się, bo nikt go jeszcze nie wyprosił. Nie możesz zastanawiać się nad
tłumaczeniem mu, dlaczego nie chcesz z nim być. On ma to wiedzieć!
- Sugerujesz, że jestem złym strategiem? – burzę się.
- Kaśka, to już nie są żarty. Musisz w końcu wybrać, komu będziesz
przysięgała wierność. Bez nawijania makaronu – wskazuje na mnie złowrogo
palcem, – bo to się źle kończy w twoim wydaniu. Najlepiej nie myśl o tym dużo,
ja ci pomogę. I osobiście dopilnuję, abyś w przyszłości mi za to dziękowała.
Wzdycham. Głośno, najgłośniej w swoim życiu. Tak, że chyba sąsiedzi
mnie słyszeli.
- A najlepiej powiedz o wszystkim Markusowi. Od tego powinnaś zacząć.
Dlaczego wszyscy muszą mieć
rację?
- Już jestem! – Słyszę z przedpokoju. Kraus, ty pieprzony wróżbito!
- To ja was zostawię – Marinus wstaje i uściskuje mnie, a następnie
żegna się z Markusem.
- A co to, jakaś tajna narada? – Całuje mnie w policzek. Coś mnie
zakłuło w sercu.
– Markus, musimy porozmawiać.
Trzy słowa, tylko trzy słowa wystarczyły, aby jego przepełniona
radością twarz nagle zmieniła się o 180 stopni. W oczach zauważyłam niepewność,
tą samą, którą widziałam w Lillehammer.
- Co się stało? Dobrze się
czujesz?
- Nie do końca – wzruszam ramionami. – To po prostu za długo trwa, nie
mogę tego dłużej ciągnąć…
- Nie, nie musisz mi nic mówić – przerywa mi. - Już wcześniej się
domyśliłem. – Zamieram.
- A możesz jaśniej? – pytam cicho.
- Przecież to widać gołym okiem, że nie mówisz mi wszystkiego. Każdy
wymienia z tobą jakieś spojrzenia, używasz podtekstów i wszyscy w około to wiedzą.
Tylko ja nie wiem, o co chodzi. Nie uważasz, że to trochę dziwne?
Patrzę na niego niepewnie. Nie wiem, czy wiadomość o tym, że podczas
gdy on bawił się w najlepsze w Ga-Pa, ja spędzałam sylwestra z Andersem nie
pogorszy sprawy.
- Powiedz mi, znowu grasz na zwłokę? Czy może nie jesteś już pewna,
czy chcesz ze mną być?
Nie, to nie jest odpowiedni moment.
- Sama już nie wiem…
- Czyli nic nowego – wzrusza ramionami. – Zadzwoń do mnie, kiedy się
wreszcie zdecydujesz. - I wychodzi z domu, trzaskając drzwiami.
Ups, balonik pękł, różowe okulary nagle zsunęły się z nosa, cudowna historia przerodziła się w koszmar.
Chyba nie będzie happy end'u...
Ups, balonik pękł, różowe okulary nagle zsunęły się z nosa, cudowna historia przerodziła się w koszmar.
Chyba nie będzie happy end'u...
~*~
Okeeeeeeej, może na początku pomińmy fakt,
że nie było mnie tutaj od sierpnia :D I to, że nie jestem z byt dobra w
obietnicach ;)
Pewnie wiele z Was pomyślało, że rzuciłam to wszystko w cholerę :P
Nie, nie, zrobiłam sobie przerwę, musiałam sobie poukładać trochę spraw w
życiu, ale też szkoła wtrąciła swoje trzy grosze ;)
Następnym razem powinnam się już pojawić bez żadnych poślizgów, ale
niczego nie obiecuję!
Łapcie na razie kolejny rozdział. Niepewność Kaśki ciąg dalszy ;)
Jestem!
OdpowiedzUsuńKochana, ja już myślałam, że o nas zapomniałaś... stęskniłam się za naszymi bohaterami, wiesz? ^^
Jejciu, nadal to strasznie poplątane. Kaśka się nieźle wkopała, powiem tyle. Mam nadzieję, że to jakoś się ułoży, ale chyba tak prosto nie będzie... Tak w ogóle, nie wiem, czy już ci kiedyś o tym wspominałam, ale uwielbiam twoje porównania. Są genialne!
No nic, czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. I życzę powodzenia w szkole! :)
Buziaki :**