Spekulacje zawsze są ciekawsze od faktów.
Oberstdorf, 28 grudnia 2018
- Przepraszam.
Mało co nie upuszczam idealnie złożonych w kostkę bluzek, słysząc za plecami głos Eisenbichlera. Odkładam je ostrożnie na bok i odwracam się przodem do Niemca.
- Przepraszam - powtarza - za wszystko. Za to, że ostatnio poświęcałem ci zbyt mało czasu i udawałem obrażoną nastolatkę, a przede wszystkim za to, że tak nalegałem na ten ślub.
Patrzę na niego zaskoczona. Ostatnio rzadko kiedy miałam okazję spojrzeć mu głęboko w oczy. Teraz widzę w nich skruchę, strach, i coś dotąd mi nieznanego. Zazdrość? Nie, to chyba nie to... Nawet nie wiem w którym momencie wyciąga zza pleców ogromny bukiet czerwonych róż.
- Przepraszam cię, cholernie mi głupio.
Robi mi się gorąco, a na twarz wkrada się rumieniec. Jestem zaskoczona reakcją mojego organizmu. W głębi duszy mam ochotę wykrzyczeć mu wszystko, co mi leży na sercu; wypomnieć wszystkie chwile, kiedy myślałam, że to już koniec, że nie ma dla nas ratunku. Mam go po prostu dość. Ale jakaś ogromna siła nie pozwala ujawnić mojej frustracji, a jedyne co w tej chwili czuję, to... ulga. I radość. Radość, że chyba do mnie wraca.
Rzucam mu się na ramiona. W oczach tańczą mi łzy, a serce bije tysiąc razy na minutę. Zamyka mnie w szczelnym uścisku, który wyrównuje wszystkie rachunki.
- Ja też przepraszam - szepczę, zaciskając mocniej powieki. - Wariowałam bez ciebie, wiesz?
On jedynie uśmiecha się w taki sposób, że nogi mi miękną i czuję, jakby pozbawiono mnie wszystkich kości, a następnie całuje w usta. Namiętnie. Tak, jak kiedyś.
Chyba mogę umrzeć...
no i jak?
Zachłanne stworzenie, żywiące się informacjami i oceniające je na własny sposób. Ale chyba za to ją kocham. Może nie jest taka, jak "ideał przyjaciółki"; jest za to szczera i gotowa wskoczyć za tobą w ogień, przy okazji poprawiając ci humor jakimś trafnym bon motem. To jest właśnie definicja Anny Zaborowskiej. Wpatruję się bezmyślnie w ekran smartfona zastanawiając się, czy potrzymać ją jeszcze trochę w niewiedzy i niepewności, czy pozwolić, aby dała upust swojej radości. Ostatecznie decyduję się na tę pierwszą opcję.
tydzień po Planicy, rezerwuj weekend, i nawet nie próbuj szukać wymówek! ;*
Rozmowa z Marinusem dała mi dużo do myślenia. Związek nie jest usłany samymi różami, a relacje nigdy nie pozostają jednakowe. Zdarzają się kłótnie, po których nie chcemy sobie spoglądać w oczy, ale to tylko chwilowe. Potem znów wszystko wraca do normy.
Jeżeli wam obojgu zależy, to kłótnie będą na porządku dziennym, ale tylko w tedy będziesz pewna, że to ma sens.
Powtarzam w duchu jego słowa jak mantrę. Stają się moim mottem, dzięki któremu znów mogę normalnie funkcjonować. Wszystkie znaki na niebie i ziemi bowiem wskazują, że 30 marca, zaraz po zakończeniu sezonu, pożegnam się z nazwiskiem Pisarska, które dumnie reprezentowało Polaków na każdej światowej imprezie oraz wsławiało naród dzięki małej, niepozornej dziewczynie i jej psu, wesoło pląsających po kolorowej tęczy.
Tak, wychodzę za mąż. I muszę przyznać, że dobrze się z tym czuję. Wszystko powoli zaczyna się układać. Nie mam potrzeby wypłakania się komuś w ramię i biadolić nad swoim wyborem. Czuję za to... obawę. Obawę i lęk przed tym, jak będzie wyglądać moje życie. Po części nawet nie wierzę, że się zgodziłam. Mój mózg nadal tego nie przetrawił. Ale to chyba normalne? W końcu pierwszy raz wychodzę za mąż.
Odhaczam Oberstdorf i zamykam rozdział jemu poświęcony. Będzie mi trudno do niego wracać, z każdym wspomnieniem wiążą się szklące w oczach łzy, które nie chciały płynąć, i smak goryczy. Kolejny przystanek - Ga-Pa i Sylwester. Chyba nigdy tak się nie cieszyłam na wieść o spędzeniu końcówki roku z chłopakami. Mimo tych obaw i strachu, zaczęłam patrzeć na to z zupełnie innej strony. Szukam pozytywów, bo innego wyjścia nie widzę. Cieszę się wolnością, bo wiem, że nie pozostało mi jej zbyt wiele. Już niedługo moje życie zmieni się o 180 stopni, a dowód będzie domagał się aktualizacji.
Geiger, aktualny opiekun moich "dzieci", właśnie wysłał mi zdjęcie śpiącej na dywaniku Nike i leżącej na swoim legowisku Zoom. Karl ma najbliżej do naszego domu, więc został petsitterem na czas TCS. Codziennie zdaje mi pisemną relację na Facebooku o poczynaniach dziewczyn, dołączając do tego po kilka zdjęć. Taki mój wymóg, za bardzo za nimi tęsknię. Wczoraj Zoom próbowała dać do zrozumienia nowemu domownikowi, że jej piękne, amarantowe legowisko w czaszki jest absolutnie niepodzielne. Biedna Nike musiała zadowolić się dywanikiem na przedpokoju (zupełnie zapominając o jej własnym posłaniu). Uśmiech mimowolnie wkrada się na moją twarz.
Chcę już do domu...
Garmisch-Partenkirchen, 30 grudnia 2018
- Ile razy mam ci tłumaczyć, że z twoją kostką jest wszystko w porządku?! - Ten głos poznam wszędzie. Jego nie da się z niczym innym pomylić. Takie wycie kojota pomieszane z gdakaniem kury. - Nie potrafiłeś nabrać prędkości, nie trafiłeś w próg, to i bulę oklepałeś, więc się nie dziw! - Od kiedy to Ania posługuje się takim sloganem, a co dziwniejsze, rozumie go?!
- Daj mu już spokój. - Jak dobrze, że rozmawiali po angielsku. Przynajmniej wiedziałam, o co było tyle hałasu. Anka sapie ciężko, a Fannemel stoi naburmuszony ze skrzyżowanymi rękoma. - Powiecie mi, czemu robicie awanturę na pół Bawarii?
- Ona się na mnie uwzięła! - Anders wskazał palcem na sylwetkę fizjoterapeutki.
- Gdybyś stosował się do rad dietetyka, to byś wygrał te pieprzone treningi.
- Wy się kłócicie o wyniki treningu? Przecież one nic nie znaczą! - wzruszam ramionami.
- Nasza gwiazda ma za wysokie ambicje i ostatnie miejsce ją nie zadowala - odpowiada karczemnie Anka. - Nastała hegemonia Norwegów, a Krasnal wdzięcznie obstawia jej tyły.
- Jak z dziećmi... - wzdycham głośno. Stojące niedaleko nas Niemki ubrane w narodowe barwy i brzydkie jak Łódź w latach '90 przyglądają nam się uważnie, oczekując na dalszą cześć. Ale dalszej części nie będzie, bo ostatecznie Anders odchodzi, przywołany przez trenera, i zostajemy z Anią same. Asekuracyjnie zmieniamy język na polski, gdyby naszym obserwatorkom, których wzrok kąsał jak jad kobry, przyszło do głowy dalsze podsłuchiwanie.
- Jak ci idzie praca? - zagajam.
- Wstawanie skoroświt przestawiło mój zegar biologiczny, dlatego coraz częściej zasypiam na stojąco i chłopaki muszą mnie przenosić do łóżka, przez co i tak następnego dnia obrywają teczką po łbach. A tak poza tym, to kocham ich, każdego z osobna i nie wyobrażam sobie innej pracy - odpowiada dumnie, po czym stwierdza bardzo dyplomatycznie: - Fajne te skoki.
Prycham jedynie, powstrzymując się od napadu śmiechu. Wspominałam już, że jestem posiadaczką najdziwniejszej, a za razem najlepszej przyjaciółki na świecie?
- A co u ciebie? Spokój, czy nadal nie wiesz, czego chcesz?
- Gdybym nie była pewna, nie godziłabym się na ślub - odpowiadam sarkastycznie.
- Nadal nie mogę w to uwierzyć. Pamiętam ten dzień, kiedy spotkałaś go w Vikersund... - Oho, zaczyna się! Znam tę jej opowieść na pamięć, wszelkie przemyślenia i dygresje, które summa summarum prowadzą do jednego wniosku: PASUJECIE DO SIEBIE. - ... I tak w ogóle to razem z K... - zacina się. No, dalej, śmiało, możesz dokończyć. Trzepoczę uroczo rzęsami, uśmiechając się.
Wpadłaś!
- Razem z Karoliną, wiesz, tą nową, co ją media okrzyknęły twoją następczynią, planujemy zorganizować ci jakiś wieczór panieński - rumieni się. Wzdycham, nieco zawiedziona. A było tak blisko...
Telefon wibruje mi w kieszonce. Wyjmuję go i widzę 10 wiadomości od Karla. Serce na chwilę mi zamiera, a ręce zaczynają się trząść. W głowie wbrew mojej woli tworzą się mroczne wizje, na których myśl włosy jeżą mi się na głowie. Zbieram się w sobie, gotowa na wszystko i otwieram pierwszą z nich.
Zdjęcie śpiących borderów w jednym legowisku.
Nike wesoło biegnąca po parku.
Zoom goniąca za swoją ulubiona piłką.
...
Zoom i Nike stojące na obalonym pniu drzewa i pozujące do zdjęcia jak zawodowe modelki.
I podpis:
Internety mi się skończyły, więc zdjęcia przysyłam ci w wiadomości ;D
Ubiję...
Kiedy swój skok treningowy oddaje ostatni ze skoczków, odchodzę od trybun i kieruję się w stronę hotelu. Anka prawie się wygadała, więc czas podsumować wszystkie wiadomości. Wiem już, że:
a) to Norweg
b) o bardzo niskim poziomie inteligencji
c) i na jaką literę? H, A...?
- Jak chodzisz?! - Wpadam na kogoś, kto ostatecznie okazuje się być Gangsterem, tfu!, Gangnesem. Znów tracę równowagę i po raz drugi mam okazję podziwiać piękno Alp z nieco innej perspektywy, ale nie dlatego, że Kenneth jest jakoś nieziemsko przystojny i zawraca mi w głowie, tylko dlatego, że jego narty niefortunnie zderzają się z moją głową. I on jeszcze ma czelność zwracać mi uwagę! Wszyscy Norwegowie są tacy sami... Na czym to ja skończyłam? Ach, tak! A to nie było przypadkiem K...?
Kenneth?!
Odwracam gwałtownie głowę, lekko się za nią trzymając, ale po sprawcy mojego siniaka ani śladu. Czy to możliwe, że to może być on?
Garmisch-Partenkirchen, 31 grudnia 2018
Sylwestrowe "pogaduchy z Hoferem" są zawsze nudne i zawsze przebiegają według tego samego harmonogramu. Pierwszy jest żart, tak na "rozluźnienie atmosfery".
- Na co patrzy w sklepie Peter Prevc? - pyta, a cała skoczna brać udaje, że nie zna odpowiedzi. - Na Cene! - wybucha śmiechem. Po sali, oprócz głośnego ryku, przebiega również dźwięk uderzających się w czoło Słoweńców, z duetem tytułowych Prevców na czele. Szkoda mi ich, będą mieli przerąbane do samiuśkiej Planicy.
Następnie kolej na ogólne podsumowanie roku, a że odbywały się ZIO, przemówienie przedłużyło się o kolejne czterdzieści minut. Hofera też mi się zrobiło szkoda, bo to dobry, stary, poczciwy człowiek, któremu kiedyś za mocno Pointner przyłożył chorągiewką w głowę, a musi wygłaszać przemowę, której i tak nikt nie słucha. Mimo wszystko, pręży dumnie pierś i prawi morały, jakby zapominając, ile to już lat ma na karku. A podobnież najwięcej witaminy mają polskie dziewczyny, tak śpiewał niegdyś Andrzej Rosiewicz...
Rozglądam się po sali i rzeczywiście na palcach jednej ręki mogę policzyć osoby, które słuchają wykładu. Jedną z nich jest Heinz Kuttin, trener reprezentacji Austrii. Wsłuchuje się uważnie w każde słowo Najwyższego i dokładnie notuje najważniejsze zagadnienia w swoim notesiku spoczywającym na jego kolanie. Zawsze uważałam go za, najłagodniej mówiąc, dziwaka i doprawdy nie mam zielonego pojęcia jak ci biedni Austriacy z nim wytrzymują. Chociaż może pozory mylą? Podobno cicha woda brzegi rwie! A, z resztą, co ja mogę wiedzieć. Tyle, co go widzę na konkursach. I partyjce warcabów z Wernerem.
Spoglądam w stronę norweskiego szkoleniowca i widzę siedzącą obok niego Anię. Ona chyba też wygrała konkurs w sztabie na to, kto pójdzie słuchać litanii Hofera. Siedzi z założonymi rękoma i czarnymi Rey-Banami na nosie. Na początku myślę, że chłopaki odgryźli się jej za te piękne powitania strzałem w głowę i chce ukryć jakieś limo po okiem, ale dopiero po kilku sekundach uświadamiam sobie ich prawdziwe znaczenie. Głowa lata jej to w jedną, to druga stronę, a okulary powoli zjeżdżają kilka pięter niżej, odsłaniając zamknięte oczy Polki. Kiedy orientuje się, że jej kamuflaż zaczyna nawalać, dyskretnie je poprawia i powraca do początkowej pozycji. Zmyślna bestia!
Jeżeli słyszymy podziękowania dla sponsorów, oznacza to, że dzielnie wytrwaliśmy do końca. Jeszcze tylko życzenia i standardowe upomnienie:
- Przypominam, że jutro konkurs! Nie wypić za dużo, bo zygzakiem będziecie latać.
Siedzący obok mnie Felix mało nie dusi się ze śmiechu.
- Chłopcy chyba nie będą zadowoleni - ociera łzy z kącików oczu i zbiera dokumenty lezące na malutkim stoliku, przy którym siedzi cześć niemieckiego sztabu.
- Jeżeli będą chcieli zapomnieć o dzisiejszych kwalifikacjach, nie widzę przeciwwskazań - wtóruję mu. Polubiłam go, to taki pocieszny człowiek. Sumiennie wykonuje swoją pracę i widać, że to lubi. Nasz poprzedni serwismen nie miał zbyt dobrych kontaktów z drużyną, był obarczany winą wszelkich niepowodzeń, zepsutych skoków, niskich miejsc i siłą rzeczy Werner musiał go zwolnić. Felix jest zupełnie inny.
Wychodzę z ogromnej sali konferencyjnej, przepychając się pomiędzy wścibskimi reporterami i szkoleniowcami poszczególnych drużyn. Stawiam stopę na pierwszym stopniu, ale coś mnie zatrzymuje. Czuję na ramieniu czyjąś dłoń.
- Cześć Kasia - A myślałam, że to Niemcy najładniej kaleczą moje imię... W wykonaniu Andersa brzmi to jeszcze piękniej.
- O, cześć - uśmiecham się do Norwega, a cały organizm na zawołanie robi powtórkę z rozrywki. Schodząc stopień niżej oczywiście muszę się potknąć i ląduję prosto w ramionach Norwega.
Wesoło się zaczyna. Jak jakaś brazylijska telenowela.
- Ty w ogóle śpisz w nocy? - Ostatnimi czasy jakoś nie było zbyt dużo okazji... - Jesteś wrakiem człowieka.
- To normalne, na mnie też odbija się to ciągłe zmienianie szerokości geograficznej - macham lekceważąco ręką. Okłamywanie innych, a co gorsza samej siebie, opanowałam już do perfekcji.
- Słuchaj, może wpadniesz do mnie? Napijemy się szampana, porozmawiamy...
Hola hola! Nie tak szybko!
- Wiesz... - zaczynam, trochę zakłopotana. Anders patrzy na mnie wyczekująco, a w kącikach jego ust błądzi nieśmiały uśmiech. Nie wiem, czy powinnam. Skoro już wszystko
Fannemel cieszy się jak mała dziewczynka, ale robi to w taki uroczy sposób, że niepodobna przejść obok niego obojętnie. Gestem ręki wskazuje drogę na górę, a ja w międzyczasie wysyłam do Ani wiadomość:
kryj mnie
Kiedy wchodzimy do jego pokoju, gdzieś za moimi plecami miga mi postać wysokiego mężczyzny. Lekceważę jednak ten fakt i siadam na skraju łóżka.
- Hilde na pewno nie wróci szybko, więc mamy cały wieczór dla siebie. - Mówi to w sposób tak pewny i oczywisty, że zaczynam się go bać. Nalewa do kieliszków szampana, a następnie wręcza mi jeden z nich i siada obok mnie. - To jak idzie śledztwo w sprawie chłopaka twojej przyjaciółki? Są jakieś nowe fakty?
- Mam pewne podejrzenia.
- Opowiadaj - Norweg skinął głową.
- Ale obiecaj mi, że jeżeli zgadnę, to mi o tym powiesz - uprzedzam.
- Przyrzekam - mówi z ręką na sercu.
- No więc, zrobiłam małe podsumowanie, i jedyną osobą, która przychodzi mi na myśl, jest ten półgłówek Kenneth - zaczynam.
- Dlaczego tak uważasz? - upija łyk szampana i przygląda mi się uważniej.
- Kobieca intuicja - wzruszam ramionami. - Zgadłam? Czy mam węszyć dalej?
- A jeśli ci powiem, to przestaniesz się wtrącać w ich sprawy?
- Czyli miałam rację? - pytam zaskoczona, na co Norweg kiwa twierdząco głową. Jestem pod wrażeniem moich zdolności detektywistycznych, chociaż, gdybym nie rozwiązała tej zagadki, świat pewnie by nie rozpaczał. Za to moja ciekawość nie byłaby do końca zaspokojona.
- Pewnie niedługo wychodzisz za mąż, a ja trzymam cię tutaj i liczę na cud - mówi prawie niedosłyszalnym głosem. Żołądek robi dwa fikołki, jak Zoom podczas akrobacji powietrznych z dyskiem. - Kasia, lubię cię. Od zawsze cię lubiłem, ale straszny gamoń ze mnie i nie miałem odwagi ci tego powiedzieć wcześniej, a teraz... Teraz jest już za późno - wzdycha głośno.
- Nie wiem co powiedzieć... - mówię niepewnie. Oddech przyśpiesza tempa za każdym razem, gdy Anders zbliża się do mnie o każdy milimetr i osiąga szczyt, kiedy dotyka zimną dłonią mojego policzka. Serce prawie nie wyskakuje mi z piersi. Taki niewinny gest, a rozpala we mnie nieprzyzwoite żądze. Jego oczy świdrują mnie na wskroś, hipnotyzując swoim lodowatym spojrzeniem.
- Nic nie mów, po prostu zrób mi tę przyjemność i nie opieraj się, bo wiem, że też tego chcesz. - Teraz nie dzieli nas już żadna bariera. Musnął delikatnie moje wargi, a usta wydają jasny, zwięzły komunikat: jeszcze. On doskonale wie, jak na mnie działa. Właśnie to wykorzystuje. To wszystko dzieje się wbrew mojej woli, nie potrafię panować nad tym, co robię. A robię źle. Bardzo źle. To on ma kontrolę nad całą sytuacją, to on prowadzi. Ja nie jestem w stanie nic zrobić. Napiera na mnie całym ciałem, aż w końcu kładę się na łóżku. Reszta jest chyba oczywista...
~
Witam Was kochane! Zaskoczone obrotem sprawy? :D Przy okazji wyjaśniły się też wszelkie wątpliwości co do drugiej połówki Ani. Zwróćcie na niego szczególną uwagę ;)Blogger chyba się na mnie uwziął i pomalował część tekstu na bordowo. Oczywiście bez mojej zgody, a jakże!
Tak w ogóle, to w czwartek obchodziłam swoją pierwszą rocznicę twórczości na blogspocie. Mam nadzieję, że będę z Wami jak najdłużej! :)
+ zapraszam do ankiety! :)
Hej :))
OdpowiedzUsuńO nie! Nigdy bym się nie domyśliła,że Anders...Skubany! Boję się o relację Kasi i Markusa. Tak wszystko się zaczęło układać,a tu nagle...klops? Jestem ciekawa co przyniesie nam kolejna część. Więc będę na nią grzecznie czekac ;)
Życzę weny :))
Buźka :**
Gabi
Nieeee! Nie komplikuj aż tak bardzo! Dlaczego Kasia poszła do niego? Dlaczego Anders wykorzystał to? Przecież wiedział, że niedługo wychodzi za mąż!
OdpowiedzUsuńNiedobra ty!
Rozdział od początku do końca genialny.
Weny, Buziaki :*
Ola
AAAAAA! Przepraszam! Jako pierwsza przeczytałam czwórkę, a jej nie skomentowałam. :/ Wybaczysz mi ten błąd?
OdpowiedzUsuńKurczę, niefajnie się porobiło. Jak się z Markusem zaczęło układać, to ona takie klocki stawia. To nie jest fair... w żadnym stopniu. Markus się postarał, a ona ta po prostu to zmarnowała. Która narzeczona woli spędzać sylwestra z kolegą-rywalem (i kurduplem :D), zamiast z chłopakiem? Wyglądało na to, że od dawna tego chcciała. A Fannemel to podstępna świnia. Gdyby miał za grosz przyzwoitości, nigdy by nie złożył takiej propozycji, a już na pewno nie mówiłby "wiem, że też tego chcesz" (chociaż miał rację, bo zanosiło się na to od ich pierwszego spotkania).
Ale gdyby ona kochała Markusa, nigdy by się na to nie zgodziła.
Trudna sytuacja i przyznam, że nie lubię zdradowych komplikacji w opowiadaniach, ale będę śledzić. Spodziewam się jedna teraz rozdziałów pełnych potu ze strachu przed wyjawieniem tajemnicy.
Pozdrawiam i weny życzę!
I jeszcze raz przepraszam. :(
Jestem!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, jak wszystkie poprzednie. Ja nie wiem, jak ty to robisz, ale przy czytaniu dosłownie cały czas mam przyklejony uśmiech. Uwielbiam sposób, w jaki wszystko piszesz ^^
Tak, jestem zaskoczona i tak, nawet nie próbuj mi tutaj niczego komplikować! Anders oczywiście musiał wykorzystać okazję, skoro taka się nadarzyła... Panie Fannemel, takich rzeczy się nie robi. Ale z drugiej strony, gdyby Kasia faktycznie kochała Markusa na zabój, nie zgodziłaby się na to wszystko... Jejciu, mam nadzieję, że Markus nie wpadnie w szał, jak się o tym niechcący dowie.
Czekam niecierpliwie!
Buziaki :**
Na wstępie bardzo, ale to bardzo bardzo przepraszam za brak komentarzy pod ostatnimi rozdzialami. Nie wiem co się stało, że tego nie zrobiłam, ale rozdziały czytałam. Mam nadzieję,że mi to wybaczysz, a ja postaram się więcej do takiej sytuacji nie dopuścić.
OdpowiedzUsuńWracając do rozdziałów, to uważam że są genialne. Piszę w liczbie mnogiej ponieważ biorę pod uwagę też te poprzednie. :)
Nieraz uśmiech nie schodził mi z twarzy podczas czytania. Nie wiem jak Ty to robisz, ale wprowadzasz w opowiadanie bardzo zabawne momenty. :D
A czo ten Anders wyprawia? Przecież Kaśka ma narzeczonego! Z drugiej strony, ona mogła to jakoś przerwać, tym bardziej, że niedługo wychodzi za mąż i pogodzila się z Markusem.
Z niecierpliwością czekam na kolejny i dużo weny życzę.
Buziaki. ;*
Super historia, naprawdę podoba mi się tutaj wszystko. Ten wątek z psami, który nie jest zwyczajny, bo jeszcze na taki nie natrafiłam. Fannemel niby tutaj taki jest grzeczny, a jednak zaskoczył mnie, swoim zachowaniem.
OdpowiedzUsuńKasia nie zaskakuje mnie wcale, robi to co ja zapewne bym zrobiła gdybym była na jej miejscu 😂
Życzę weny bo cudowna historia
PS. Dodaje w polecanych u siebie 😘
Łołoło, ale się porobiło!
OdpowiedzUsuńNo i Kaśka uległa, nie przetrwała próby związku, którą było pojawienie się Andersa. Czyli można powiedzieć, że już oficjalnie postanowiła przekreślić swój związek z Markusem.
Zobaczymy, co będzie dalej. Może z Fannemelem będzie jej lepiej? Może nie będzie odczuwała tej rutyny, jaką czuła przy Eisenbichleru?
Czekam na następny, buziaki ;*
Było tak miło i nagle się popsuło. :D
OdpowiedzUsuńChciało by się rzec "co takiego wyprawia Kaśka", ale trochę przemawia do mnie wcześniejsze zachowanie Markusa. Nie zachowywał się specjalnie fajnie, więc Kaśka delikatnie odpuściła sobie ich związek i skutki są takie, jakie są.. Przykre, ale prawdziwe. :)
Mam jakieś przeczucia, że między nią a Fannemelem... W sumie ciekawe by to było, więc czemu by nie? ^^
Rozdział świetny!
Czekam na szóstkę.
Pozdrawiam. ;*
Witaj! <3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za poślizg :(
Dostałam od Ciebie zaproszenie więc się zjawiam. Oczywiście nadrobienie wszystkiego zajęło mi trochę czasu...
Nie przedłużając - z pewnością tutaj zostaję!
Bardzo mnie zaintrygowalas tym opowiadaniem! Zwłaszcza, że rzadko mam styczność z historiami typu "gdzie dwóch się bije" :d
Osobiście jeszcze nie zadecydowałam czy kibicuję Markusowi, czy Andersowi. Muszę pomedytowac jeszcze trochę nad tym...
Polubiłam Twój styl pisania - bardzo płynnie i przyjemnie czyta się Twoje dzieła.
Z ogromną niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!
Jeśli jest możliwość o informowaniu o nowościach to jak najbardziej jestem chętna :)
Trzymaj się :*
Pozdrawiam, Camille.
:O
OdpowiedzUsuńO mój Boże! Co? Jak? Czemu?
Nie rozumiem jej, całkowicie. Ok, Markus ostatnio trochę był denerwujący, ale to nie znaczy, żeby od razu iść z innym do łóżka. Ughh... Nie lubię Niemców, bardzo ich nie lubię, ale tutaj są tacy mili i kochani. Dlatego nie rozumiem postępowania Kaśki.
Czekam na kolejny i przepraszam, że dopiero teraz, ale... No wszystko jest wytłumaczone pod rozdziałem na nie idealnych.
Pozdrawiam, buziaki :*