5 kwi 2016

Sześć: Bezradność

Mądra dziewczyna całuje, ale się nie zakochuje, 
słucha, ale nie wierzy i odchodzi, zanim zostanie porzucona.



     Garmisch-Partenkirchen, 1 stycznia 2019


     Spoglądam nerwowo w niebo. Petarda strzela dokładnie nad moją głową, przez co serce nagle przyspiesza rytm. Potrzebuję chwili, aby się uspokoić. Kiedy stabilizuję oddech, siadam na ławce i ukrywam twarz w dłoniach. Przespałam się z nim. Cholera, nie wiem co mnie do tego podkusiło. To było silniejsze ode mnie. Jakaś niewyobrażalna moc trzymała mnie w tym pokoju i nie pozwalała z niego wyjść, trzaskając drzwiami na "do widzenia". W ciągu dosłownie kilku sekund zapomniałam o całym świecie, zatracając się bez pamięci w jego oczach, ustach, objęciach... Nie jest mi z tym dobrze. Czuję się winna całej tej sytuacji, powinnam mu odmówić i wszystko wyjaśnić. Polak mądry po szkodzie... Jakie prawdziwe. Do bólu.
     Dochodzi piąta, kosze przepełnione są szklanymi butelkami po najrozmaitszych trunkach, w oddali słychać pojedyncze strzały, a po okolicznych barach kręci się masa nietrzeźwych mężczyzn, którym na mój widok rozporek w spodniach sam się rozsuwa. Okolica ta nie jest mi zbyt dobrze znana, ale póki w zasięgu wzroku maGroße Olympiaschnze, na pewno się nie zgubię. A szkoda, bo mam ochotę zapaść się pod ziemię...
     To nie miało tak wyglądać. Mieliśmy sobie wszystko wyjaśnić, on miał odpuścić, ja wyjść z podniesioną głową, a koniec końców wylądowaliśmy w łóżku.
     Boże, jak to okropnie brzmi.
     Na wspomnienie zeszłej nocy mój układ pokarmowy robi zgodnego fikołka. Jedyne, co ciśnie mi się na usta, to zajebiście rozpoczęłam Nowy Rok, nie ma co. Ale sama sobie nawarzyłam piwa. Tylko najgorsze jest to, że pozostawiłam Andersa ze świadomością, że będzie z tego coś więcej.
     Na wyświetlaczu telefonu wyświetla mi się jedna wiadomość. Od Karla.

    Szczęśliwego Nowego roku!

    Aż prycham z bezradności. Bo co mi w tej chwili pozostało? Nie odważę się wrócić do hotelu, nie potrafiłabym spojrzeć Markusowi w oczy. Ciskam urządzenie do kieszonki i ukrywam twarz w dłoniach. Chce mi się płakać. A obiecałam sobie, że ograniczę to do minimum i na pewno nie z powodu faceta. Co za cholerna ironia losu. Wszystko zaczynało się już powoli układać, ale oczywiście musiałam to spieprzyć, bo nie mogłoby być wiecznie pięknie i kolorowo. Powoli nawet tracę wiarę, że kiedykolwiek tak będzie. Jeżeli TAK zaczynam Nowy Rok, to ja boję się o jego dalszą część...
     Telefon zaczyna dawać o sobie znać, wygrywając dobrze znaną mi melodyjkę. Zamieram na myśl, że będę musiała się zmierzyć z którymś z Niemców, lecz moje obawy zostają szybko rozwiane.
     - Gdzie ty jesteś?! - Kamień spada mi z serca, słysząc w słuchawce głos przyjaciółki. - Jeżeli za pół godziny nie zjawisz się w hotelu, stawiam całą niemiecką kadrę na równe nogi!
     - Postanowiłam wybrać się na wycieczkę krajoznawczą po południowej Bawarii - odpowiadam z przekąsem. Mój optymizm mnie czasami przeraża. - A tak szczerze, to nie mam pojęcia. I chcę tutaj zostać do końca życia...
     Długa cisza w słuchawce zaczyna wiercić mi dziurę w uszach. Słyszę każde jej zaczerpnięcie powietrza, nierównomierne, gorączkowe.
     - Kasia...
     - Mogę do ciebie wpaść? - przerywam, lekko drżącym głosem.




     Stoję przed ogromnymi, drewnianymi drzwiami, na których szczycie przyczepiony jest numer pokoju. Patrzę w nie niemo, jakby oczekując podpowiedzi. Bezradnie zwieszam głowę i zaciskam usta w wąską kreskę. Chwilę się waham, ale już po chwili dotykam mosiężnej klamki, a następnie uderzam lekko zaciśniętą dłonią w drzwi. Biorę głęboki wdech. Słyszę kroki, które z każdą sekundą się nasilają. Wrota otwierają się i w progu pojawia się Ania, na której widok mało nie wybucham płaczem.
     - Wejdź - zaprasza mnie gestem ręki. Jest niewyspana, włosy wyglądają, jakby chwilę wcześniej przeszło przez nie tornado, a pod oczami widnieją delikatne sińce. Wymijam ją bez słowa i wchodzę do środka, zajmując miejsce przy niewielkim stoliku pod oknem.
     - Co się stało? - pyta z troską. 
     Wpatruję się w jakiś odległy punkt. Próbuję wybrnąć z tego jak najlepiej, dobrać odpowiednie słowa, ale z każdą sekundą do oczu napływają mi łzy. Dlaczego płaczę? Powinnam być wściekła, rozkładać na czynniki pierwsze wszystko, co znajdzie się w zasięgu mojej ręki (łącznie z przyjaciółką). Ale furia czasami też doprowadza do płaczu. W momencie, kiedy streszczam Ani ostatni miesiąc, wpisując ją na listę osób, które o tym wiedzą, łzy lecą mi strumieniami. Nie potrafię ich pohamować, nie chcę. 
     - Co zamierzasz zrobić? - pyta Ania, kiedy już się uspokajam.
     - Przecież nie pójdę do Markusa i mu tego nie powiem.
     - Żebym ja tego Kurdupla tylko w ręce dostała... - cedzi przez zęby.
     - To ja poszłam z nim do łóżka - przerywam.
     - Ale on w tym łóżku też był! On nie wie, że ty jesteś zaręczona?
     - Anka, to nie jest pora na rozmyślanie... - mówię bezradnie.
     - Powinnaś iść do niego i z nim to wyjaśnić - ciągnie, ignorując moje słowa. - No chyba, że...
     - Co: że? - pytam.
     - Chyba, że go... kochasz - mówi ciszej.
     Oczy mało mi nie wyskakują na wierzch. Muszę chyba zabawnie wyglądać. bo w kącikach ust Ani błąka się nieśmiały uśmiech.
     - Oszalałaś! - wybucham.
     - Ale powód ku temu jakiś miałaś - grozi mi palcem. - Bo ludzie nie sypiają ze sobą "od tak". 
     I co ja jej odpowiem? Że uwiódł mnie swoim uśmiechem? Przecież to brzmi co najmniej dziecinnie!
     Na szczęście nie jest mi dane dokończyć, bo do pokoju wchodzi Markus.
     - Tu jesteś! Wszędzie cię szukałem - oddycha z ulgą. - Gdzie byłaś całą noc?
     Nie chcesz wiedzieć.
     - Siedziała ze mną - wtrąca Ania. - Pomagała mi wypełniać karty chłopaków.
     - Wczoraj dzwoniła mama, prosiła nas, aby ich odwiedzić po Turnieju.
     Super, jeszcze mi przyszłych teściów na głowie brakowało... Ania widzi moje zakłopotanie i mina jej rzednie. Wyglądam jak przerażona sarenka.
     - Pomyślę - silę się na pierwszy tego dnia uśmiech.





     Turniej Czterech Skoczni to zawsze magiczny czas dla każdego, kto miał okazję zobaczyć go na własne oczy. Radość kibiców prędzej czy później zaczyna się udzielać nawet największemu ponurakowi. Ta reguła nie obowiązuje oczywiście mnie. Widzę zadowolenie na twarzach mijających mnie skoczków, każdy z nich jest mocno skoncentrowany i zatracony po uszy w tym, co robi. Normalnie ten widok zapewne przyprawiałby mnie o ogromnego banana na twarzy. Opieram się o baner reklamowy i stukam coś w telefonie. Nagle słyszę, że ktoś zbliża się w moim kierunku.
     - Cześć, Kasia. - Anders opiera narty o bandę i zdejmuje kask. Nie mam ochoty na niego spojrzeć, toteż udaję, że gierka w telefonie całkiem mnie pochłonęła. - Dlaczego nic nie mówisz?
     - Lepiej dla ciebie, żeby nas nikt nie widział - odpowiadam i odchodzę w stronę boksu dla lidera, który aktualnie zajmuje Freund. Widzę złowrogie spojrzenie Zaborowskiej. No tak, miałam z nim pogadać... 
     - Nie zapomniałaś o czymś? - podchodzi do mnie Polka.
     - Chyba nie będę się na niego wydzierać przy tysiącach kibiców? - trzepoczę rzęsami. - Zależy mi na dyskrecji. 
     - Komplikujesz sobie życie. Nie wystarczy zwykłe to koniec, nie wyobrażaj sobie za dużo?
     - Mi nie wystarczy - wzdycham. - A tak przy okazji, wiesz, że dowiedziałam się całej prawdy?
     - Jakiej prawdy? - pyta zaskoczona.
     - Kręcisz z Gangnesem - stwierdzam.
     - Skąd wiesz?! - burzy się.
     - Mówiłam ci przecież, że mam wtyki. Poza tym, przyprawił mnie o siniaka na głowie. Mam nadzieję, że niedługo to odpokutuje.
     - Z piekła się za to nie wygrzebie - odpowiada opryskliwie. Jak ja uwielbiam ją wkurzać.
     Po zakończonym konkursie podchodzi do mnie Schuster.
     - Źle się czujesz? Ostatnio tak mizernie wyglądasz... - Aż tak to widać? - Może jedź do domu?
     - Nic mi nie jest - zaprzeczam z uśmiechem. Trener przygląda mi się uważnie przez dłuższą chwilę, wyraźnie nad czymś myśląc.
     - Może ty w ciąży jesteś?! - rzuca, łapiąc się za głowę.
     - Nie, nie myślę jeszcze o dzieciach - odpowiadam zmieszana.
     - Czyli będzie ślub - stwierdza uradowany.
     Raczej...




     - Zaraz umrę... - jęczę. 
     - Jeszcze kilkanaście kilometrów. - Markus gładzi moje włosy. Wracamy do domu. Nareszcie. Werner odpuścił mu starty w Austrii, ponieważ nie miał zadowalających wyników, a poza tym stwierdził, że musi się mną zająć, bo nie wyglądam najlepiej. W tamtym momencie unicestwił moje plany pogodzenia się z Andersem na okres co najmniej dwóch tygodni. 
     - Trzeba zacząć pisać zaproszenia... - mówię w zamyśleniu. 
     - Nie potrzeba ich dużo.
     - Dlaczego? - pytam trochę zaskoczona, odrywając głowę od zimnej szyby.
     - Bo ma być kameralnie, tylko najbliższa rodzina i znajomi... - odpowiada, nie odklejając wzroku od drogi. - Mówiłaś komuś jeszcze?
     - Ance, ale to moja najlepsza przyjaciółka - bronię się. - No i trenerowi - dodaję po chwili ciszy - ale to cholernie inteligentny człowiek! Zresztą, prędzej czy później i tak by się o tym dowiedział...
     - Ale to miało zostać między nami... - przerywa mi.
     - Sam się domyślił. A poza tym stwierdził, że jestem w ciąży, bo mizernie wyglądam - wywracam oczami.
     - A jesteś? - odwraca się w moją stronę, a ja zaprzeczam ruchem głowy. - Nie zdziw się, jeśli przeczytasz jutro gdzieś artykuł na ten temat. Obsmarują nas od stóp do głów - śmieje się. 
     A mogłam siedzieć cicho...







~*~

Witam Was moi drodzy!
Wraz z odejściem sezonu uciekła również moja wena, ale na szczęście chyba trzymam ją na bardzo długiej smyczy i wpajam jej przychodzenie na zawołanie :) 
Mam ogromne zaległości znowu, dlatego na niektórych blogach mogę się pojawić z opóźnieniem, często zostawiając jedynie krótki komentarz. Wiedzcie jednak, że czytam, ale nie chcę tracić czasu na komentowanie (a uwierzcie, kolejka z dnia na dzień robi się coraz dłuższa...)
Co do rozdziału, to tak średnio bym powiedziała... No ale nie chcę narzekać! Zostawiam to Waszej ocenie ;)
Pozdrawiam! :))

6 komentarzy:

  1. Witaj Kochana! <3
    Ogromnie się cieszę na nowy rozdział! Który jest wspaniały (jak poprzednie :))
    No to się porobiło... żal mi Kasi. Wątpliwości przed małżeństwem są normalnością, ale pójście do łóżka z innym facetem? Zgadzam się z Anką, że Kasia musiała mieć jakiś powód!
    Mam wrażenie, że Markus stał się jakiś "oziębły". Dobra, zaufanie w związku to podstawa... ale to nie znaczy, że można przestać się starać o drugą połówkę. Wręcz przeciwnie.

    Kochana, mam nadzieję, że Twoja wena powróci jeszcze przed skokami!
    Trzymaj się :*

    Pozdrawiam, Camille.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć! :)
    Ale się Kaśce wszystko pokomplikowało. Najpierw monotonia w związku, później zdrada, a teraz (może) ciąża. Współczuję jej.
    Kurcze, a co jeśli ona poczuła coś do Andersa? Chyba musi się zdecydować, zanim będzie za późno.
    Czekam na następny, ciekawość mnie zżera.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem!
    Bardzo fajny rozdział, naprawdę. Nie wiem, jak ty to robisz, ale wszystkie dialogi wychodzą tak naturalnie... że aż ci zazdroszczę takich umiejętności :)
    Kurczaczki, nie za wesoło to wygląda. Szkoda mi Kasi, bo się teraz z tym męczy. Ale nic dziwnego, w końcu zdrada musiała się jakoś na niej odbić. W dodatku musi to ukrywać przed Markusem, ale coś czuję, że prędzej czy później i tak on o tym się dowie.
    A może po prostu Kasia poczuła coś więcej do Andersa? Bo przecież taka opcja też jest możliwa. Ale... no nie wiem, powiem szczerze, że nie chciałabym być teraz w jej skórze.
    Zaraz, zaraz... czy ty nam przypadkiem nie zakomunikowałaś, że nasza bohaterka jest w ciąży? O.o
    Czekam niecierpliwie!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej Kochana!
    W końcu przebywam. W końcu znalazłam czas na nadrabianie zaległości. Egzaminy tuż tuż, a ja poświęcam czas przeznaczony na naukę, na czytanie opowiadań. Dlatego też z góry przepraszam za krótki komentarz. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz i mi wybaczysz. :)
    Rozdział obłędny!
    Kaśka żałuje... Mogła pomyśleć wcześniej, to nie miałaby wyrzutów sumienia.
    Czyżby Kasia naprawdę była w ciąży w przyszłych rozdziałach? Chyba że poruszyłaś ten wątek aby zmylić czytelnika.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny i dużo weny życzę.
    Buziaki. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. tak czy inaczej jestem zła na Kaśkę. Tak, żałuje, ale czy nie zrobiłaby tego drugi raz?
    ciąża? no to by się porobiło...
    tak czy inaczej strasznie wszystko tu skomplikowane...
    czekam na kolejny
    buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jajca będą, jak się okaże, że Kaśka jest w ciąży z Fannisem! Baaardzo skomplikowałaś wątek i jestem ciekawa, jak się z niego wyplączesz. :) I, prawdę mówiąc, bardzo współczuję Kaśce. Musi sie psychicznie dusić. Przyznam się, że moja moralność najpierw nie pozwoliłaby mi czegoś takiego zrobić, a jeśli już (co jest prawie niemożliwe) - to na pewno nie umiałabym normalnie funkcjonować. Więc szacun dla niej, że tak to znosi.
    Kurdupel namieszał i bardzo mi się to nie podoba. Nie wtyka się palca między drzwi. Zdziwiło mnie, że Markus tak bardzo chce utrzymać swój ślub w sekrecie... Może on też ma kogoś na boku? :O Żartuję, oczywiście, ale przeraża mnie ich sytuacja. Jeszcze zima... Zimą smutki wydają się o wiele gorsze.
    Rozdział trochę krótki, ale cieszę się, że trzymasz wenę w garści. Lepsza wena w garści niż przerwane opowiadanie. ;)
    Nie mogę się doczekać, co będzie dalej! :D Więc pisz szybko, bo ja tu nie wysiedzę. :D
    Pozdrawiam i życzę weny! :D

    OdpowiedzUsuń