25 sty 2016

Jeden: Zaskoczenia

Nadchodzi czas, kiedy będzie trzeba wybrać
między tym, co dobre, a tym, co łatwe.



     Veitsbronn, 19 grudnia 2018


     W mieszkaniu roznosi się przyjemna woń porannej, świeżo mielonej kawy. Przez duże okna wpada znacząca ilość światła, oświetlając całą kuchnię. Promyki słońca delikatnie muskają moją twarz. Opieram się wyprostowanymi rękami o blat szafki i wyglądam przez okno. Po ośnieżonych ulicach mozolnie toczą się samochody, a oblodzonymi chodnikami spacerują ludzie. Śnieg zdążył już pokryć całą okolicę. I nie wykluczone jest to, że spadnie go jeszcze więcej. 
     Słyszę ciche stukanie o panele w sąsiednim pokoju, narastające z każda sekundą. Odwracam się i widzę małą Nike stojącą niedaleko swojej miski, jednocześnie dając mi do zrozumienia, że właśnie wykryła deficyt karmy. Patrzy na mnie bystrymi, czekoladowymi oczami, oczekując jakiegokolwiek ruchu z mojej strony. Przekręca głowę i piszczy. Uśmiecham się pod nosem. Chwilę później za jej plecami pojawia się zaspana Zoom, leniwie przeciągając się na każdym kroku. Ona również szybko wykrywa brak czegokolwiek w swojej misce. Niechętnie odchodzę od okna i wsypuję im należną część karmy. Pochłaniają ją z zawrotną szybkością, łapczywie, a kiedy kończą, odchodzą zadowolone i drepczą z powrotem do drugiego pokoju.
     Wsypuję łyżeczkę kawy do kubka i zalewam wodą. Obserwuję, jak się zabarwia, jak stają się całością. Wdycham jej zapach, który natychmiast mnie pobudza. Biorę łyk i wzdycham głośno. 
     - Dzień dobry - słyszę za uchem głos narzeczonego. Uśmiecham się, kiedy Markus całuje mnie delikatnie w szyję.
     - Dzień dobry - odwracam się do niego przodem, wymachując przed nosem pustym kubkiem w czerwone grochy. - Kawy?
     - Poproszę. - Tym razem całuje mnie w usta, a następnie odchodzi i siada przy stoliku. 
     Chwilę potem do kuchni wbiega Nike, cała w skowronkach. Jest u nas dopiero czwarty dzień, a mimo to stosunkowo łatwo odnajduje się w zupełnie nowym środowisku. 
Byłam niemalże pewna, że, po dziesięciu tygodniach spędzonych na polskiej wsi, wśród rodowitych Polaków, a następnie siłą zaciągnięta do Niemiec, będzie miała problemy z zaaklimatyzowaniem się w nowym otoczeniu. Póki co, chyba nie odczuwa jakichkolwiek zmian, bynajmniej nie chce ich pokazać i sukcesywnie uświadamia nam, że dobrze się tutaj odnajduje. Anioł, nie pies!
     Widząc siedzącego przy stole Eisenbichlera, natychmiast wskakuje mu na kolana, o mało nie strącając kubka stojącego na blacie. Wypicie kawy z borderem o niespożytych ilościach energii na kolanach to zaiste sztuka ekwilibrystyczna, o czym Markus mógł się właśnie przekonać.
     - Jedziesz z nami do Lille? - pyta, kiedy szczeniak wreszcie zeskakuje na podłogę.
     Biorę gorący kubek i siadam na przeciw niego. 
     - To trochę daleko, nie wiem, jak Nike zniesie podróż... Musiałabym się zastanowić.
     - Rozczaruję cię, wylatujemy jutro - bierze łyk kawy.
     - Super - wzruszam ramionami. - Dopiero teraz mi o tym mówisz?
     - Byłem pewien, że nie będziesz miała żadnych wymówek, ale widzę, że muszę zacząć cię namawiać... - uśmiecha się zalotnie.
     - Wariat! - kwituję i zaczynam sprawdzać Facebooka. Kilka powiadomień i jedna wiadomość. Od Ani. Czyli wszystko na swoim miejscu. Otwieram rozmowę i aż mnie kłuje w oczy treść napisana z włączonym caps lockiem.

     JEDZIESZ W WEEKEND NA SKOKI???



     jadę, a co?



     BO TAK SOBIE MYŚLĘ CZY BY SIĘ Z WAMI NIE ZABRAĆ...



     Wydobywam z siebie cichy pomruk, który w zamyśle miał być pytaniem skierowanym do Markusa, czy rzeczywiście znalazłoby się miejsce dla Ani, lecz zdziwienie odbiera mi głos. Oczy prawie że wychodzą na wierzch, kiedy uświadamiam sobie co właśnie mi napisała. 

     Anka i skoki. 
     Ankaiskoki. 
     A-N-K-A-I-S-K-O-K-I. 
     Przecież to do siebie nie pasuje! Każdy, kto ją zna doskonale wie, że jest odwieczną wyznawczynią religii "Siatkówka bogiem, trening nałogiem..." itepe, itede. Jej brat gra w jakimś drugoligowym klubie i regularnie chodzi na mecze. Ba! Sama gra, i to nawet dobrze! A skoki? Cóż, wielokrotnie utwierdzała mnie w przekonaniu, że "to nie to samo", "że nic się nie dzieje", "że dużo przekrętów", "że nudne" i "Moda na sukces już jest ciekawsza". Skąd więc to nagłe zainteresowanie? 

    

     pewnie by się znalazło, a dlaczego pytasz?


     Mija pięć minut, i nadal nie dostaję odpowiedzi. Zaczynam się martwić.

     - Co cię tak śmieszy? - Markus szczerzy się do mnie jak głupi do sera. Chyba myśli, że tego nie widzę...
     - Zabawnie wyglądasz. - Uśmiech nie schodzi mu z twarzy. - Nad czym tak myślisz?
     - Wyobraź sobie, że Anka chce z nami jechać do Norwegii... - Odkładam telefon na stół.
     - Naprawdę? - Teraz to on robi zabawną minę i to mi chce się śmiać. - Chora jest?
     - Może zjadła coś nieświeżego... - zastanawiam się. Telefon zaczyna wibrować.


     Z CIEKAWOŚCI :)



     Jakoś mi się nie chce wierzyć...

     - Z ciekawości? - mówi, kiedy tłumaczę mu wiadomość na niemiecki. - Coś tu nie gra.
     - Racja... - dopijam kawę, stawiam kubek na stole i spoglądam ukradkiem na bawiącą się swoją ulubioną gumową świnką Nike. Spokojny szczeniak - to fakt, ale z nagłymi napadami chęci pogryzienia czegoś. Ze wszystkich nie wolno najbardziej nie wolno gryźć po rękach. Po nosie i uszach też nie wolno. I po łydkach też nie wolno. I jak się wyjdzie spod prysznica, to po paluchach i piętach też nie wolno. I po sznurkach od bluzy i po butach, też nie. I absolutnie nie po nartach i sprzęcie Markusa. W ogóle po niczym nie wolno gryźć. Tylko po swoich zabawkach. No, ale w malutkim rozumku Nike trudno sobie zakodować, dlaczego gumową świnkę gryźć można, ale moich gumowych kaloszy i gumowych rękawiczek do zmywania już nie wolno. I dlaczego Zoom za ucho złapać można i ona nawet to lubi i się zaczyna bawić w gryzienie, ale jak Nike złapie za ucho Markusa, to jest tylko krzyk i nikt się już bawić dalej nie chce. 
     Ostatnio przyłapałam ją na nietypowej rozmowie z Niemcem. Border kombinował coś przy sprzęcie narciarskim. 
      - Nike, przecież wiesz, że ci nie wolno - przemawiał ciepło Markus. - No, sama zobacz. Zaplączesz się jeszcze w sznurówki, przewrócisz. Pal sześć, że to sprzęt wart prawie 4 kawałki i że potrzebuję go do pracy. Tym się nie stresuj. Ale sama pomyśl, przecież możesz sobie tutaj zrobić krzywdę.
     Słuchała uważnie, nie przestając deptać po sprzęcie narciarskim. Ale gdy Markus skończył swoje przemówienie, wyszła ze sznurowadeł i poszła pobawić się gumowym gryzakiem.
     Zdębiałam. A może powinnam się cieszyć, że los zesłał na mnie tak spokojną i bezproblemową istotkę? 
     - To taki dziwny szczeniak - piszę do Natalii poprzez święty nośnik informacji zwany fejsbukiem. - Czy jesteś pewna, że to border? 
     - Sugerujesz, że nie hoduję borderów? - pyta. 
     Hmmm, no właśnie...  Ma 9 tygodni i jest jakaś taka cicha, spokojna, grzeczna, mądra, myśląca, jest otwarta na miasto mimo hodowli w środku niczego, ciekawią ją ludzie, no i jeszcze raz MYŚLI.
     - Natalia, ona jest dziwna...
     - Tak, powtarzasz się.
     - Ale ona ma 9 tygodni, sypia do 10.00 i sika na dworze!





    Ciężka noc za nami. Nike złapała jakiegoś wirusa-bakterię-nerwy tudzież inne paskudztwo. I jak się zaczęło o dziewiątej wieczorem, tak skończyliśmy o dziesiątej rano. Po trzydziestym ósmym razie z kolei (liczyłam!), kiedy to szczeniak budził mnie z niewyobrażalnym piskiem i warkotem wydobywającym się z jeszcze młodego organizmu, zaczynałam zastanawiać się nad faktem przenocowania reszty nocy na tarasie. Pomimo kilkunastu stopniowego mrozu dzielnie ubierałam kurtkę po raz enty i wychodziłam (ku uciesze sąsiadów) z Młodą na dwór, której również przestała doskwierać nienormalna temperatura i żądała zabawy do upadłego, wydając przy tym odgłosy zbliżone do tych, które włączają się zaraz po jej przebudzeniu. Piękne życie ze szczeniakiem, nieprawdaż? Na nieszczęściu małej borderki skorzystała Zoom, która niestrudzenie przemierzała trasę legowisko - sypialnia i sadowiła się na moim miejscu tuż obok Markusa i schodziła po moim powrocie. 
     Nike przez całą noc zdążyła przetrząsnąć cały przydomowy ogródek, siusiając w sposób nieskoordynowany, wydając przy tym całą gamę najróżniejszych dźwięków. 
     - Markus, ja chyba nie dam rady... - mówię do narzeczonego, przekraczając po raz ostatni próg domu. Dochodzi własnie dziesiąta. Walizki stoją już w przedpokoju, a ja jestem wrakiem człowieka
     - Dasz, dasz. Musisz. - klepie mnie pokrzepiająco po plecach, ale wcale nie przynosi mi to ukojenia. - Daj jej jakąś tabletkę i po sprawie.
     - To nie takie proste - wzdycham głośno. - Może lepiej będzie, jak zostanę...
     - Nie ma mowy! - protestuje. - Przejdzie jej.
     Mrożę go jedynie wzrokiem. 
     - Lepiej żebyś miał rację...




     O dziwo, do południa przeszło. I to na stałe. Żadnych nagłych i niekontrolowanych potrzeb natychmiastowego wyjścia na spacer, a co ważniejsze, żadnych pisków i jęków. Jak nowo narodzona. Czyli to jednak nerwy. Trzeba odnotować.
     Wchodzimy do sali przylotów i witamy z resztą kadry.
     - Cześć wszystkim! - przybijam piątkę z każdym ze skoczków. Z niektórymi nie widziałam się od dłuższego czasu, zawody w Lillehammer to pierwsze, na jakie jadę w tym sezonie. Przygotowanie na przyjście szczeniaka to jednak czasochłonna robota...
     - Ale się za tobą stęskniłem! - Wank zamyka mnie w szczelnym uścisku i podnosi do góry.
     - Ja za tobą też - uśmiecham się promiennie, kiedy znowu czuję grunt pod nogami.
     - A co to za szczeniaczek? - do rozmowy przyłącza się Werner. - Nowy członek sztabu?
     - Może zajmować się sprzętem chłopaków, w szczególności upodobała sobie narty - Nike rozgląda się w około i aż ją trzęsie, żeby wylizać któremuś ze skoczków twarz. To chyba jej największe hobby. - Wabi się Nike.
     - Imię zobowiązuje - rechocze Freitag, a za nim reszta kadry.
     Coś czuję, że będzie to cudowny weekend...


~


Bum! Mamy jedynkę! :D W zamyśle bardzo mi się podobała i byłam z niej naprawdę zadowolona, ale kiedy przelałam to wszystko na Worda, to jakoś... straciło urok :/
Miała być wcześniej i byłaby wcześniej, gdyby nie mój najukochańszy na świecie komputer, który dwa tygodnie temu postanowił się popsuć. Dobrze, że rozdział miałam zapisany na bloggerze i czekał tylko na ewentualne poprawki, bo mogłoby być krucho z jego dodaniem ;) Aż dziwne, czemu akurat w tym okresie miałam największą motywację i gdybym mogła, napisałabym kilka rozdziałów pod rząd :P Na szczęście teraz mam nadzieję wszystko wróci do normy ;)
Pozdrawiam! :))

10 komentarzy:

  1. Cudowny! Piękny itede itepe ;)
    Nie no, na poważnie to jest genialne! Pięknie piszesz, te pieski są takie słodkie jak Markus!
    Nie pozostaje mi nic innego do napisania jak weny życzę, całusy :*
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  2. Melduję się!
    Kochana, proszę mi tutaj nie narzekać, bo jest bardzo sympatycznie, jak zwykle zresztą. Wszystko naprawdę przyjemnie się czyta :) Tak swoją drogą nie wiem, czy to moje oczy wariują, ale wydaje mi się, że tekst jest jakby zaznaczony na szaro, tym podkreślaczem. Chyba, że tak miało być, to się nie odzywam :)
    No no, rozkręcasz nam się coraz bardziej ^^ " Siatkówka bogiem", kurczę, chyba też powoli zaczynam wyznawać tę religię xD Fajnie, że dziewczyny mają taki dobry kontakt.
    Niemcy równa się impreza :D Jestem ciekawa, co tym razem zmalują.
    Czekam!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Huhuhu, zakochałam się w tym opowiadaniu po przeczytaniu tego właśnie rozdziału ^^ Naprawdę miło się czyta i widać, że się starasz! Bardzo, ale to bardzo mi się podoba i nie mogę doczekać się kolejnego rozdział ;)
    Poprzedniczka zauważyła już, ze Niemcy równa się impreza, więc ja także jestem ciekawa to teraz się wydarzy :D
    Buźka, weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    Przeczytałam już wcześniej, ale jak to już ze mną bywa, miałam problem, żeby skleić jakiś sensowny komentarz.
    Rozdział cudowny, jestem oczarowana i zachwycona. Jak Ty to robisz, co? Ach, piszesz fenomenalnie tak w ogóle, jeśli Ci tego nie mówiłam, to robię to teraz.
    Sama mam taką kumpelę co ma takie samo zdanie o skokach, jej. Najlepsze jest to, że właściwie nie ogarnia tego do końca.
    Jestem ciekawa co się wydarzy w Lillehammer, a jestem pewna, że coś mega ciekawego :D
    Czekam na kolejny, całuję i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli Ty miałaś poślizg, to co ja mam powiedzieć? :P
    Przeczytałam niedługo po publikacji, ale sesję miałam, więc wszelkie używki musiałam odstawić. (I tak tego nie zrobiłam, ale udajmy, że nic o tym nie wiemy). Proszę więc o wybaczenie. :)
    Co do rozdziału - na razie niewiele mówi. Oglądałam zdjęcie Zoom i jest przecudna! Najbardziej podobał mi się fragment z tym, czego nie wolno gryźć. Był niesamowicie uroczy. Mam tylko jedno zastrzeżenie - pisz liczby słownie, bo tak się powinno robić. :P
    Hmm, z Lillehammer różnie bywa, się obejrzy. Co zaś się tyczy Anki, to przeczuwam pewien, ekhem, związek z panem Fannemelem. Egzotycznie by było, gdyby nagle się okazało, że nasza najdroższa Anna miała z nim romans... bardzo mocno ukryty.
    Kaśka pożałuje decyzji o zabraniu się ze sztabem. Tośka już pożałowała... Skoczkowie to trudni ludzie. XD Jestem tylko ciekawa, jak zamieszają w tym całym bigosie Norwegowie, bo to z pewnością nas nie ominie. W tym sezonie wystarczająco już namieszali.
    Wybacz, że tak krótko i beznamiętnie, po tym, jak Ty zrobiłaś mi szał ciał na Tośkowych. Chciałam, żebyś wiedziała, że o Tobie pamiętam, mimo że nie spałam już o wielu godzin z powodu sesji.
    Umieram.
    Ale i tak Cię cieplutko pozdrawiam. :)
    Charlie

    PS. Następnym razem się postaram!

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj :*
    Przepraszam,że tak późno :( Ale lepiej późno niż wcale,prawda?
    Rozdział genialny :) Markus jest taki wyrozumiały dla Nike ;)) Idealny byłby z niego tatuś :D
    Czekam na dalszy rozwój sytuacji :*
    Weny życzę :*
    Buźka :3
    Gabi

    OdpowiedzUsuń
  7. Melduję się! ♡
    Przepraszam za opóźnienie :(
    Rozdział niezwykle optymistyczny, zabawny i psi... Mam wrażenie, że cały rozdział skradła nam przeurocza Nike ^^. Najlepsza była jej 'rozmowa' z Markusem... mistrzostwo świata :D
    Tylko zastanawia jedno... skoro Anka i skoki to połączenie absolutnie egzotyczne to o co chodzi? Mam nadzieję, że wkrótce udzielić odpowiedzi na to pytanie.
    A tymczasem czekam na kolejny rozdział ;*

    Buziaki,
    British Lady ♡

    OdpowiedzUsuń
  8. cześć,
    na samym początku muszę Ci powiedzieć, że nie lubię (mało powiedziane) niemieckich skoczków i że za zwierzętami też nie przepadam, ale po zajrzeniu do bohaterów przekonał mnie Fannemel.<3
    i jestem i czytam i podoba mi się!
    bardzo ciekawi mnie to, jak wprowadzisz nam postać Norwega oraz jaką rolę tu odegra.
    czekam na kolejne rozdziały!:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej, hej, hej!
    W końcu znalazłam czas, aby tutaj zajrzeć. Mogłam być wcześniej, ale ostatnio miałam okropnego lenia i nic mi się nie chciało. Ale przy kolejnym rozdziale postaram się być najszybciej jak się da. ;)
    Rozdział cudowny!
    Nike to taki słodki szczeniaczek. Chciałabym mieć taką kruszynkę w domu, ale niestety moi rodzice mówią "nie" wszystkim futrzakom.
    Coś mi się wydaje, że Ania ma jakiś głębszy powód dla którego chce pojechać z Kasią na skoki. Być może obejrzała sobie jakiś konkurs i zauważyła jakiegoś fajnego zawodnika i teraz chciałaby zobaczyć go na żywo?
    Z niecierpliwością czekam na kolejny i dużo weny życzę.
    Buziaki. ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć!
    Przepraszam za spóźnienie,ale narobiłam sobie zaległości i teraz nadrabiam każdego bloga po kolei..
    Rozdział świetny! Nike taki słodziak *.* Ciekawi mnie dlaczego Anka chce jechać na skoki. Czyżby któryś skoczek jej się spodobał?
    Dużo weny kochana.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń